Czyli rzecz o miłości do drugiego dziecka...
Kiedy urodziła Się A - Pierwszy Dziubątek - miłość przepełniała mnie , wypełniała, byłam wstanie zrobić wszystko dla tego malucha , był oczywiście najpiękniejszy i najmądrzejszy na świecie....
kiedy w brzuszku miałam już drugie Dziubątko- nagle zaczęłam myśleć z przerażeniem, ze nie zmieszczę więcej miłości , ze nie pokocham przecież drugiego tak mocno jak pierwsze upragnione dziecko...,
było mi smutno...
smutno że dopuszczam się takiej myśli, a jak Ono to czuje?
chciała by było chłopcem a nie jest...
jak Ona to wie...
w 2 tyg po urodzeniu trafiłyśmy do szpitala z zapaleniem płuc... i w te noce śpiąc pod jej łóżeczkiem , słysząc płacze dzieci z sal obok, dzieci często porzuconych , niepełnosprawnych, walczących o każdą minutę uwagi pielęgniarki... odszczekałam każde ale... wszystkie złe myśli...
Jak można nie kochać takiego cuda...!!!!?
Dziubątko okazało się najwspanialszą Gwiazdką z nieba jak mi była dana... Uśmiechnięta, kontaktowa, śliczna... i to nie tylko moje zdanie... po 3 wizytach w szpitalach kiedy pielęgniarki przychodziły oglądać moją Gwiazdkę, po tym jak w sklepach Panie zatrzymują się i "ciuciają" do niej ... po tym jak babcia zwariowała na jej punkcie.... choć to 3 wnuk-czka...
Ja uwielbiam Ją... patrzyć , przytulać, nosić.... nawet jak marudzi... zwariowałam na Jej punkcie...
Jak kocham pierwszą teraz ? to już inny temat... na pewno się zmieniło, w mojej głowie, sercu...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz