środa, 19 lutego 2014

Matka jęcząca...

jak to jest ..
czy jak Matka jęczy, narzeka że zmeczone że dzieci niegrzeczne, że nie ogarnia domu, siebie , pracy
to zła Matka ?

kto powiedział ze jak urodzimy Dziecko to wszstko sie ułoży ? że damy radę ?

media TV/ kolorowe pisemka
mężczyźni
i te któe mają to za sobą i zapomniały ...lub nie chcą pamietać..

a teraz jest inaczej
moja Matka przyznaje bez bicia że nie siedziała ze mną na dywanie i nie bawiła sie godzinami, nie robiła zadań, nie ćwiczyła podskoków, nie budowała z klocków , nie lubiła chodzić na plac zabaw ...
prała, gotował, sprzątała
a ja się bawiłam z siostrą która miała mnie dośc, z babcią czasem poszłam na spacer , i z tatą jak wracał z pracy  i sama ... dużo sama... chodziłam po osiedlu bez opieki ...
często mnie szukali a ja po drugiej stronie ulicy na innym osiedlu... ale to inna historia..

tak kiedyś było inaczej nie było parcia by wszystko ogarnąć
ugotować obiad z 3 dań
wypucowac podłogę
nauczyć dziecko 100 słów po angielsku lub chińsku
wyjśc na jakąś wycieczkę odkrywczą
pójść na areobik
pomalowac paznokcie
i z usmiechem wieczorem z mężęm... taaaa....

albo doba jest za krótka albo ja nie mam dobrych wspomagaczy
moze jakbym "cos wzieła "to by mi energi starczyło na to wszystko...

wg mnie jak jednemu oddasz się całkowicie to drugą  rzecz zaniedbasz, lub robisz wszystko "po łebkach "
albo ja niepełnosprawna umysłow jestem i nie potrafie i jęczę i narzekam ...

a moze jakby mi za to płacili to motywacja byłaby inna?
bo ktoś by to docenił
i moze wtedy bym rodziła i 3 a nie myślała kiedy to 2 pójdzie wreszcie do przeczkola a ja wróce do zycia?

tak kiedyś bylo inaczej  ...









5 komentarzy:

wgwg1943.blogspot.com pisze...

"kiedyś było inaczej nie było parcia by wszystko ogarnąć". Parcia nie było, po prostu się ogarniało. Pracowało się conajmniej 6 dni w tygodniu /pojecia "wolnych sobót" nikt nie znał/, dzieci o 6 /lub wcześniej/ odprowadzało do żłobka lub przedszkola, wracając z pracy dziecko się odbierało, robiło zakupy /codziennie, bo lodówek nie było/, podgrzewało obiad wieczorem przygotowany, wyjmowało się tarę i kostki mydła /proszków do prania nie było/ i ręcznie się prało, to co z rana wstawiło się do zamaczania /pralek sie nie znało/; w międzyczasie temperowało się nożem ołówki dla dzieci i napełniało kałamarze /długopiśów nie było, wiecznych piór tyż mało, za to stalówki "serki" i "krzyżyki" sie używało/, a po wszystkim wygodnie się siadało i cerując na "grzybku" skarpety, ponczochy i majtki, dzieciom w lekcjach się pomagało. A gdy dzieci położyło się spać, książke z biblioteki /swoich sie nie miało/ się otwierało i czekało z uśmiechem na męża, który wracał zmeczony po dwóch robotach, bo z jednej by się nie wyżyło. To ostatnie dotyczyło szczególnie ludzi wykształconych, którzy "systemowo" zarabiali mniej od fizycznych. I teraz wymarzone chwile z ukochanym mężem, który podany obiad mógł nawet pochwalic. Teraz pozmywać, przygotowąć obiad na jutro, umyć się i hop do łóżka, a tam.... Życie było piękne

scy pisze...

Panie Wojciechu... czasy, które Pan opisuje może i takie były... Ale dodajmy do nich wielopokoleniowe rodziny mieszkające w jednym domu i niepracujące matki - bo właśnie takie czasy Pan wspomina.

A co do wpisu - takie mamy czasy, w TV perfekcyjna pani domu pokazuje nam, że dom musi błyszczeć, super niania hoduje grzeczne dzieci a Chodakowska twierdzi, że w tym wszystkim znajdziemy czas na ćwiczenia, dodajmy do tego porady opisane w modnych gazetach i styl życia promowany przez gwiazdy w tak zwanych telewizjach śniadaniowych... No i mamy słynny wyścig szczurów.

Miniowe Szczescie pisze...

Siostra sie siostry nie wyprze ;) sa bardzo do siebie podobne..

A ja powiem krotko I zwiezle : Matki maja przekichane ;)

Czasy sie zmienily, wiec kwestie odnosnie wychowania dzieci czy ogolnie zycia sa inne. Mi tez czasu brakuje, bo jedno dziecko ciagle wisi na mnie ;) ale co tam... co mnie nie zabije to mnie wzmocni ;)

Unknown pisze...

Jakież piękne dzieciny :)))

Przyznaję, że ja tych samych dopalaczy poszukuję ;))
Też ciągle czasu brak, czasem "niedosprzątane" na wysoki połysk, paprochy i nici w dywanie, tylko jedno danie na obiad, no i znów skarpet czystych i całych zabrakło i... i mogłabym tak jeszcze przez dwie godziny wyliczać i jęczeć i w niedoskonałości swojej się taplać, ale po co?!! Przecież to nić nie da... no chyba, że w depresję wpędzi... A do tego jeszcze koleżanki w pracy opowiadają, że okna pomyły, trzeci raz w tym miesiącu, i paznokcie znów w innym kolorze mają i dwa seriale jeszcze zdążyły obejrzeć... A ja wtedy im opowiadam, że ja to nic z tych rzeczy... Bo wariatką jednak nie jestem i na siłę czystych okien nie myję, a na serial to mi czasu szkoda, za to buciki dzieciakowi na bal karnawałowy ozdobiłam, bo w sklepie kupić to "każden jeden" może kupić, no i uszyłam jakieś szyjątko, no i haftować zaczęłam i z mężem wieczór cały przegadałam... i że lubię to swoje nieidealne życie i zamiast gary w zlewozmywaku "mizić" gąbeczką to dzieciaki do snu położyć, poczytać im, a nawet samej o 21 zasnąć... Bo ja wolę po swojemu pożyć, NORMALNIE, a nie jak w gazetach i TV pokazują jak powinnam...

Pozdrawiam serdecznie :))

Unknown pisze...

no tak Wy to umiecie człowieka do Pionu postawic...