wtorek, 1 lipca 2014

1 Lipca Rocznica ale czy miła ?

Na Kursie Fotografii jedna z kursantek powiedziała ze chce zajmować sie fotografią ślubną bo to jeden z najpiękniejszych dni w życiu... a ja myślałam że wybuchnę śmiechem...
wyświetlił mi sie przed oczami film z mojego ślubu...
hm ... najpiękniejszym bym go nie nazwala...




To miał być ślub jak  z bajki prawie 10 lat na niego czekałam...  wszystko było planowane ponad rok... od koloru zaproszeń ( już wtedy przyszły złe ) do miejsca, oprawy... itd
miejsce niestety wybraliśmy pod względem tego co będzie tańsze ... wiec nie był to " mój klimat starego dworku , czy retro karczmy " tylko sala balowa ze złoceniami ... ale to nie ważne... miła byc w plenerze , w stylu amerykańskim , czerwony dywan, nad wodą ... takie klimaty ... do 30.czerwca upał - 1 lipca deszcz ...
do ostatniej chwili myślałam że może sie zlituje ta aura nad nami ...  ale juz przed ceremonią stałam w oknie i ryczałam, ... wiec ślub był w sali ... bleee

goście sie spóźni , czekaliśmy ...
buty okazały sie do bani , wiec włożyłam zapas który spowodował ze suknia była za długa , wiec sie potknęłam na wejściu...
ale to drobnostki
może sie rozkręci byle do wesela...
pominę fakt że na przysiedzę sie pomyliłam...

wesele...
dj-ka jedyne co umiała to świecić swoją zgrabną D... i zmieniać stroje a nie prowadzić wesele... muzyka do bani, nagłośnienie też, układ sali ( okrągłe stoły ) też nie sprzyjały integracji...
do tego świadkowa mi popłynęła przed 12sta , zrobiła sobie imprezę konkurencyjną-  co spowodowało ze czułam się sama ... w pewnym momencie miałam wrażenie ze jak wyjdę i nie wrócę to nikt tego nie zauważy ...
nie piłam , nie zjadłam , nie rozmawiałam ...
to nie było moje wesele ... Nasze na pewno nie...
nie tak to miało być...

a na śniadaniu "goście " nie moi , bo teścia przywitali nie nas tylko Jego - witamy sponsora imprezy ... no bez komentarza ...

wiec jeśli myślisz droga Dziewczyno ze ślub to najpiękniejszy dzień to możesz się czasem zdziwić...

są plusy tego dnia..
żeby nie było...
moja rodzina , która od lat była skłócona na tym weselu sie pojednała ... i dzięki temu mam teraz dużo fajniejszy kontakt ... można rzez że ją odzyskałam...

i zyskałam fajnego znajomego , który zaraził mnie swoją pasją - czyli naszego fotografa ślubnego ... (:

straciłam paru znajomych bo okazałam sie nie na tyle ważna by pojawić się na ślubie choć zaproszenia wysyłane były pół roku wcześniej...

zyskałam też męża , bo choć byliśmy już razem i mieliśmy 2 letnie dziecko to od tego momentu staliśmy sie związani pewną obietnicą... której dotrzymujemy do dziś  ... i podobno uważani jesteśmy za zgodne i szczęśliwe małżeństwo...

Gdybym mogła wybrać jeszcze raz wybrałabym znowu Ciebie ... Mężu Kochany...







6 komentarzy:

kultura i teatr pisze...

Szkoda, że tak wyszło... Ale to co najważniejsze, czyli druga połowa pomarańczy, jak się mówi, nie zawiódł:))) Szczęścia Wam życzę!

scy pisze...

Oj tak, niestety czasami nie wszystko idzie po naszej myśli :(

Unknown pisze...

W swoim życiu pamiętam tylko jeden ślub ( nie mój niestety) gdzie młoda para wyglądała na szczęśliwą. Do dzisiaj pamiętam ich uśmiechnięte i zadowolone twarze.Pozostałe śluby, szczególnie te "pod przymusem" były fatalne- zmęczona bo w ciąży panna młoda i załamany pan młody... Własny ślub wspominam dobrze choć był bardzo skromy jak na dzisiejsze czasy i jak pomyślę ile energii teraz wkłada się w wybór zaproszeń to cieszę się, że mam to za sobą. Pozdrawiam

Przeplatane kolorami - najbardziej kolorowy blog w sieci pisze...

Współczuję takich "przebojów", jednak może warto spojrzeć na ten 1 lipca tylko jako na Wasz dzień, a o reszcie starać się zapomnieć:) Choć wiem, że łatwe może to nie być- sami braliśmy ślub w Boże NArodzenie, we Wigilię byliśmy umówieni z księdzem na spowiedź- przyszedł po godzinie spóźnienia, stwierdził, że nie ma czasu i mamy się o spowiedź martwić sami, bo bez niej ślubu nie będzie. W żadnym kościele po południu już nie spowiadano, szczęściem przyjaciel rodziców jest kapucynem i wyspowiadał potwierdziwszy to stosownym pisemnym (!)oświadczeniem. A w dzień ślubu... Cóż, okazało się, że o wyznaczonej dla nas godzinie trwa jeszcze inna msza (sic!)- trudno, czekaliśmy pod drzwiami kościoła. Kiedy msza się skończyła, okazało się, że ksiądz, który miał owego ślubu nam udzielić- nie przyszedł. Więc świadkowa ruszyła do proboszcza i ten na szybko złapał innego (nic to, że wyraźnie po sporej dawce mszalnego). Dekoracje też nie były przygotowane- zakonnice też "na szybko" wytrzasnęły białe krzesła.O opłaconej oprawie muzycznej też mogliśmy zapomnieć- nie wiedzieć czemu się nie zjawiła, mój tato przekupił zastępczą organistkę, żeby nie szła do domu na bożonarodzeniowy obiad, tylko została godzinę dłużej. Z przebojów kościelnych dodam tylko, że o zamówionym dla mnie i świadkowej ogrzewaniu mogłyśmy zapomnieć.
Później było już pięknie:) Wesele nie było wystawne, tylko 30 gości- najbliższych nam i wszyscy przez nas wybrani. Owszem, 75% członków rodziny zabrakło, więc niejeden się obraził, ale to był nasz dzień i my decydowaliśmy. Dlaczego akurat tak? Bo to miał być właśnie nasz dzień, a że za wszystko płaciliśmy sami- nikt nie mógł rościć sobie pretensji do czegokolwiek jako sponsor;) Przyznam, czasem żałuję, że nie zaprosiłam jednej koleżanki- ale wtedy to ona byłaby gwiazdą,a najzwyczajniej w świecie tego nie chciałam.
I wiesz co? Po pięciu latach nauczyłam się śmiać z wszelkich przykrości- czas naprawdę łagodzi wspomnienia, czego i Tobie życzę:)

ciazaprzed40tka pisze...

A ja słyszałam, że gdy podczas weseli i ślubów tyle się dzieje, to dobrze wróży na przyszłość dla małżeństwa:))) więc życzę Ci tego, byście żyli długo i szczęśliwie!:)

Urzeczona pisze...

Jesteś chociaż szczera a nie piszesz bzdur, że wesele było naj naj naj, najgorzej jak ludzie nie potrafią przyznać, że coś wyszło do dupy, dlatego należy Ci się szacunek!
Ja teraz też bym wiele zmieniła, ale czasu nie cofnę.